niedziela, 24 lutego 2013

A kiedy się przeziębię sięgam po..

No właśnie... Nie jestem jakoś mega chora, wyrwałam się panującej w domu grypie, ale pokażę Wam pewien maleńki drobiazg, który ułatwia mi życie z katarem:)


Przy okazji pokażę jeszcze mojego słodyczowego ulubieńca. Środek to czysty karmel, coś jak batony Dove. Tę czekoladę również można zakupić w postaci batonika i przyznam, że w takiej wersji smakuje lepiej. Tu czekolada jest przytłaczająca. Mimo to pyycha... 


Drobiazg, o którym mowa to tzw. maść tygrysia. Na zdjęciu widzicie dwie różne wersje. Wydawało mi się, że jest tylko jeden typ, myliłam się, pachną inaczej. 

Za co ją kocham? Pachnie intensywnie mentolem, eukaliptusem, może troszkę kamforą. Dzięki temu genialnie ułatwia oddychanie i usuwanie śluzu, pomaga w walce z bólem głowy spowodowanym katarem. 
Przy okazji nawilża i natłuszcza okolice nosa, dzięki czemu nie wyglądam jak Rudolf, i nie mam ciągłego uczucia pieczenia ani złażącej skóry. Przyjemnie chłodzi, w przeciwieństwie do balsamu końskiego, nadaje się do stosowania latem i zimą:)

Zdecydowanie to moje must have. Używam jej nawet wtedy, kiedy nie mam kataru, dodaje energii i uprzyjemnia zasypianie:)

Kupić ją można w niektórych sklepach zielarskich, ale u mnie najłatwiej jest zdobyć ją w tzw. chinolach, czyli sklepach z tanią chińską odzieżą i innymi głupotkami. 

(Wersja bez tygrysa pachnie przyjemniej, ta z tygrysem jest jakaś cieplejsza, nie testowałam jej, ale a nuż będzie rozgrzewać?)

Edit: Faktycznie tygrysek grzeje i to ostro:)


Pozdrawiam ciepło w ten chłodny wieczór
:*
Milka


czwartek, 21 lutego 2013

Zimowy krem do rąk, czyli porównanie braci Cztery Pory Roku

Na wstępie chciłabym wam podziękować za to, że mnie odwiedzacie, mimo że mnie tu nie ma. To bardzo motywujące. Aparat nie chce ze mną współpracować, obraziliśmy się na dobre, więc na razie będę bazować na tym, co mam w komputerze. Szczęśliwie, tuz przed kłótnią, mielismy małą sesję zdjęciową:)

Nie przedłużając zapraszam do czytania:)



Oba kremiki są tanie, można je dostać za niewiele ponad 5zł w wielu drogeriach.

Konsystencja jest identyczna, gęsta, łądnie się rozprowadza, wchłania się średnio, raczej nie nadaje się do stosowania podczas dnia.

Zapachy obu są bardzo intensywne, czerwony kojarzy mi się z czymś ciepłym, pieczonymi jabłkami; niebieski jest chłodniejszy, taki "łazienkowy". Długo utrzymują się na rękach. Niestety żaden z nich nie przypadł mi do gustu, są zbyt mocne, męczą mnie.

Jeśli chodzi o działanie to pierwszy minus dla niebieskiego-rozgrzewanie to bujda, nic takiego się nie dzieje.
W obu przypadkach nawilżenie jest, niewiele większe w przypadku czerwonego. Efekty nie utrzymują się długo, dłonie nie są wygładzone. 
Nie są to efekty, których oczekiwałabym po kremie do rąk. Żeby dokładniej sprawdzic ich mozliwości przetestowałam je także na skórze stóp. Tutaj plus dla czerwonego, rzeczywiście zmiękczył ją, nawilzył. Niebieski niemal bez efektu

Niestety oba kremy są za słabe, bym chciała kupić je ponownie, również za względu na zapach. W podobnej cenie możemy otrzymać znacznie lepszy. 


:* 
Milka

P.S Zapraszam wciąż do udziału w ROZDANIU

niedziela, 10 lutego 2013

Piękno niepodważalne, czyli to trzeba zobaczyć.

Miało być tu dzisiaj kosmetycznie, jednak trafiłam na coś, czym po prostu muszę się z Wami podzielić.

Mowa o The Nu Project.

To seria prawdziwie nagich zdjęć kobiet z całego świata, w różnym wieku, o różnym wzroście, wadze, kolorze skóry. Minimalny makijaż, zero profesjonalnych modelek. Jedynym profesjonalistą jest fotograf.

Zdjęcia wykonywane są w różnych miejscach, o różnych porach dnia.

Mimo nagości, to nie ona odgrywa tu główną rolę.

Nie widzimy jej, dostrzegamy piękne oczy, wspaniałą twarz, piegi, charyzmę, czy niesamowite poczucie humoru dziewczyny, która pozuje. Czasem jest to też smutek, czasem coś znacznie głębszego.

W obliczu takiej prawdziwości cellulit, zmarszczki, nieidealne piersi czy nadwaga tracą na znaczeniu.

Te zdjęcia są niesamowicie szczere, wspaniałe.

Nie chcę się nad nimi rozwodzić, to po prostu trzeba zobaczyć.

Jeżeli kogoś nieidealność obrzydza nie zapraszam.

Jeśli chcesz zobaczyć coś naprawdę wartościowego-zapraszam z całego serca: The Nu Project


:*
Milka

piątek, 8 lutego 2013

Krem idealny? Oeparol Hydrosense

Problem z nawilżeniem skóry miałam zawsze, wszechobecne łuszczenie się, ściągnięcie.

Testowałam mnóstwo kosmetyków, aptecznych i drogeryjnych, jakiś czas temu wypracowałam sobie rutynę pielęgnacyjną, dzięki której zminimalizowałam problem.

Krem na dzień dla mnie powinien być lekki, ale spełniać swoją nawilżającą rolę.






Krem jest dostępny w aptekach, za około 15zł otrzymujemy 50ml kremu o bardzo lekkiej, przyjemnej konsystencji. Świetnie się rozprowadza przez co jest wydajny. Opakowanie starczy mi spokojnie na dwa miesiące codziennego stosowania.

Jest zupełnie bezzapachowy, biały. Co ważne, mimo że mam skłonności do podrażnień, pieczenie prawie się nie pojawia. Zdarzało się lekkie, szczeglnie na początku stosowania, jednak od kiedy regularnie go stosuję nie podrażniają mnie również inne kosmetyki, moja buzia jest ukojona.

Krem w żaden sposób mnie nie zapchał, widocznie poprawił stan mojej cery. W połączeniu z Allepo zlikwidował do cna zaskórniki zamknięte, duże krostki też się nie pojawiają.

Niemalże całkowicie zniknęły suche skórki. Wciąż trochę ich jest, ale prawie na wymarciu:) Nareszcie mogę spokojnie używać pudru.

Co do pudru, w zasadzie mogę go też spokojnie nie używać. Krem ładnie matowi moją buzię, efekt trzyma się parę godzin.

Jestem z tego kosmetyku bardzo zadowolona, na pewno kupię go ponownie.


Znacie tego pana?

:*
Milka

 Przypominam o ROZDANIU :)

środa, 6 lutego 2013

W poszukiwaniu pomadki idealnej, czyli subiektywny przegląd kosmetyczny cz.1

Przed Wami część pierwsza cyklu recenzji pomadek pielęgnujących. Ponieważ moja kolekcja opiewa na wprost kosmiczne ilości, na pewno będę o nich wspominać.

Dzisiaj zacznę od trzech, króciutko opiszę i zaopiniuję oraz przedstawię mój prawie ideał.

Na pierwszy ogień Bebe, wersja klasyczna.




Produkt zamknięty jest w klasycznym opakowaniu, bez rolki w śroku, pachnie lekko budyniem, wanilią, to raczej przyjemna, ciepła woń, choć czuć w niej ciut chemii. Pozostawia na ustach warstwę, dość solidną, jednak bezbarwną, dobrze sobie radzi z nawilżaniem, usta są natłuszczone i to uczucie się utrzymuje, nie jest tymczasowe. Ogromną wadą jest konsystencja. Produkt nie rozprowadza się gładko, pomadka kruszy się i pozostawia grudki, pod koniec musiłam nakładać ją palcem. Raczej nie kupiłabym ponownie, tym bardziej, że jest testowany na zwierzętach




Nr 2 na dzisiaj czyli Nivea, Soft Rose. 




Posiadam wersję w nowym opakowaniu, które jest bardzo dobrze wyprofilowane, świetnie leży w dłoni. Ta pomadka również nie posiada rolki. Bałam się zapachu róży, jednak ze zdziwieniem przyznam, że pachnie zdecydowanie inaczej, mnie ten zapach kojarzy się z ciastoliną, tak też smakuje. Pozostawia delikatny kolor, bladoróżowy, przy grubej warstwie staje się widoczny, ale nie ma nic wspólnego z perłą, na szczęście. Natłuszcza usta, ładnie zabezpiecza, ale nie redukuje uczucia spierzchnięcia, nie nawilża. Efekty nie utrzymują się długo. Nie kupiłabym ponownie. Testowana na zwierzętach.



Trzecia na liście, Oriflame, pieczone jabłko i owies.




Tym razem mamy do czynienia z produktem w słoiczku, co czasem mi przeszkadza, szczególnie zimą, gdy noszę rękawiczki. Konsystencja jest tu wadą, pomadka ciągnie się, jakby klei. Pachnie pięknie, słodko, mnie kojarzy się ze świętami. Pozostawia na ustach taką właśnie lekko ciągnącą, acz równą warstwę. Nadaje ustom pięknej, naturalnie czerwonawej barwy i ładnie błyszczy. W działaniu jest raczej średnia, nie robi nic specjalnego, i jest bardzo nietrwała. Oriflame nie testuje na zwierzętach. Raczej nie sięgnę po nią ponownie.


A na zdjęciu przed państwem widzina już tu pomadka, przywieziona z Włoch, produkt lokalny, miodowa, nawilża, natłuszcza, najlepsza ever. Firmy brak. Ktokolwiek widział, ktokolwiek zna, coś o równie cudownym działaniu, proszony jest o kontakt. Mimo tego, że śmierdzi jest wspaniała. Wydłubuję jej resztki pędzelkiem:D Strasznie mi żal, że się skończyła.




Jeśli jakaś pomadka interesuje Was szczególnie, odzywajcie się, prawdopodobnie mam ją w swoich przepastnych zbiorach, z przyjemnością oddam komuś konieczność wyboru:D

:*
Milka

Dzisiaj w cukierni usłyszałam, że mam piękne, gęste włosy. Urosłam momentalnie 10 centymetrów:)

P.S Czyżby koniec horroru zwierząt? http://wizaz.pl/Pielegnacja/ABC-pielegnacji/Zakaz-testow-na-zwierzetach

poniedziałek, 4 lutego 2013

Włosy stycznia + zakupy, rosyjskie nowości:)

Ciężko mi pisać ten post, bo moje włosy były wczoraj wyraźnie złośliwe, a to był dla nas ciężki miesiąc.
Sporo ich wypadło podczas wyjazdu, kiedy całe dnie spędzały pod kaskiem. Uboga pielęgnacja przyczyniła się do wysuszenia.

Niestety sprawcą suchości i matowości jest olejek GP. Wystarczyło jedno olejowanie kokosem, żeby włosy odzyskały miękkość, nawilżenie i część blasku. Pora na aktualizację już, nie będę oszukiwać i czekać na świetny dzień, bo to nie o to chodzi prawda?

Nie potrafię określić przyrostu, bo włosy rosną krzywo, boki niemal zrównały się z resztą długości.
Wydaja się spuszone i naelektryzowane, a to po prostu cała masa rosnących bejbików:)
Gołym okiem widzę minimum 2cm, choć mogą to być i 3,5.

Zrobiłam zdjęcie końcówek, by pokazać, że wcale nie są takie sianowate  na jakie wyglądają na dużym zdjęciu.






Smutno mi trochę... Pocieszam się, ze za miesiąc będzie lepiej:)

Tymczasem małe zakupy na poprawę nastroju:


Mamy tutaj olej kukurydziany, o orzechowym zapachu. Wszystkie moje oleje są aktualnie na bazie kokosa, musiałam kupić coś, co będzie zamiennikiem. Szykuję się na zakup Amli lub Sesy.
Z włosowych zakupów jeszcze rosyjski żytni szampon pobudzający wzrost włosa, o dość dziwnym składzie.  Detergenty są dalej, ale to np. Sls. Zobaczymy jak będzie działał.
Jest tu również rosyjska maska termoaktywna, o ładnym, bardzo ładnym składzie i pieknym zapachu:) Masek mam po uszy, ale to nic, jeszcze jedną przetrwam:)

Oprócz tego aloesowa maseczka Organic Shop, świetny skład, już nie mogę się doczekać.
 I to wszystko łupy ze sklepu zielarskiego:)

W Naturze złapałam tusz do rzęs, lubię te tanie, bo kiedy okazują się bublem nie żal mi ich wyrzucić:)  i błyszczyk Catrice, bez drobinek, ładny, kremowy. Nie cierpię brokatu na ustach.

Tymczasem ruszam do książek, przypominam o ROZDANIU.

Miałyście do czynienia z olejem kukurydzianym? Kusi mnie lniany, ale nie wiem czy warto:)

:*
Milka

niedziela, 3 lutego 2013

Denko styczniowe, ulubieniec:)

Aktualizacja włosowa czeka sobie na fotografa, tymczasem ja popracowałam chwilę z aparatem i pozbierałam materiał na kilka najbliższych postów.
W poprzednim miesiącu cierpiałam z powodu tragicznej ilości resztek i do ostatnich chwil stycznia byłam przkonana, że utknę na luty z resztkami resztek:) Na szczeście większość udało mi się zużyć.
Ogrom resztkowej tragedii ładnie oddaje fakt, że podczas jednego mycia włosów zdenkowałam szampon, odżywkę i maskę:)
Przejdźmy więc do rzeczy:



1. Olejek GP z papryką, jego recenzja niedługo się pojawi, mogę o nim powiedzieć tylko, że w zależności od zastosowania różnie się zachowywał.
2. Olejek Isana, bardzo go polubiłam, pewnie do niego wrócę, gdy tylko przetestuję rosyjskie nowości.
3. Mrs. Potters odżywka dodająca objętości, wspominałam już o niej, objętośc jest, w tej kwestii działa, nadaje się do mycia włosów, jednak nie jestem zadowolona z nawilżenia, wolę inne wersje.
4. Odżywka Artiste, bubel, zużyłam jako pierwsze O, recenzja tu
4. Facelle, tu akurat Sensitive, bez szaleństwa ani jako szampon, ani zgodnie z przeznaczeniem. Niezły jako żel do twarzy, ale znam lepsze.
5. Peeling do twarzy Joanna, lubię, delikatnie robi swoje i ładnie pachnie:)
6. Maska Isana z jedwabiem, słabsza od swojej siostry z witaminami, pachnie owocmi i lekko różą.
7. Zakończyłam kurację Humavitem i raczej do niej nie wrócę, bez efektów... :(
8. Najlepsza pomadka ever, w 100% z miodu, niestety niezdobywalna, przywiozłam ją z lokalnego sklepiku we Włoszech.
9. Maseczka oczyszczająca Ziaja, z niewiadomych przyczyn pachnie bananami:) Lubię wszystkie Ziajki, ta może wysuszać, wymaga użycia kremu.
10. Masło Synergen, recenzja tu

Ulubieńcem oficjalnie zostaje:



Na czerwono-niet
Na żółto-może
Na zielono-tak

W sumie denko całkiem niezłe, sporo dużych produktów, ale sporo też bubli. Cieszę się, bo to znaczy, że pora na nowe:)
Jutro ruszam po odbiór zakupów, pochwalę się, a co:)

Jak Wasze denka?

:*
Milka


P.S Przypominam o ROZDANIU!!!

sobota, 2 lutego 2013

Bublowe nowiny, czyli kit na paznokciach

Dziś będzie o tym, że nie wszystko co pięknie opisane, jest piękne w rzeczywistości, a mianowicie mowa o termicznym lakierze do paznokci z Allepaznokcie.

Kupiłam go jako jedną z ciekawostek, przy grudniowych zakupach włosowych.

Kosztował niewiele, bo zaledwie 5zł, za najmniejsze opakowanie.

Wybrałam sobie kolor ciemnofioletowy, teoretycznie przechodzący w czerwień, to nr 33.

Efekty możecie podziwiać np na zdjęciu poniżej...



W skrócie rzecz ujmując kolor po nałożeniu faktycznie jest fioletowy. Lakier schnie bardzo szybko. Zdjęcia są robione trzy godziny po malowaniu. Po tak krótkim czasie możecie zauważyć na paznokciach przetarcia, grudki, bąble... Widzicie palec wskazujący? Dwie warstwy pokryły paznokieć równomiernie.. Do czasu...

Kiedy lakier zaczął zmieniać kolor, najpierw uzyskałam efekt ombre. Końce były wciąż bardzo ciemne, reszta coraz jaśniejsza. Niestety czerwony okazał się wcale nie być czerwonym, a raczej czymś między rdzą a brązem. Na dodatek lakier zupełnie stracił krycie, pojawiły się prześwity, wyglądał paskudnie.

Rano, bo malowałam o 18, pół paznokcia środkowego było już bez lakieru, odpryskiwał gdzie popadło. 
Nie wytrzymał nawet jednego dnia. 

Co dość istotne, ciężko mi było uzyskać efekt zmiany koloru, gdzyż mam z natury bardzo zimne dłonie. To nie jest zabawa dla mnie. Ciepłe świadczą u mnie o chorobie. 

Podsumowując, tragedia... 
Nie mam ochoty używać go znów i pewnie dlatego wyląduje w koszu.. 

Interesują Was testy takich ciekawostek?
Mam w szufladzie jeszcze zamsz na paznokcie, nie mogę się zmobilizować:)
Chcecie zobaczyć?

:*
Milka

P.S Przypominam o rozdaniu post niżej:) !

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Popularne posty